Angkor Wat – skarb ukryty w dżungli.
Kambodża była jedynie 3 dniowym wypadem z Tajlandii, a głównym celem było oczywiście słynne święte miasto – Angkor – jeden z siedmiu cudów świata wpisanych na listę UNESCO. Aby je zwiedzić większość turystów zatrzymuje się w miasteczku Siem Reap oddalonym od kompleksu świątyń o około 7 km. My również tak zrobiliśmy. Cała podróż z Bangkoku do Siem Reap jest opisana na blogu: wybraliśmy najtańszą opcję podróży pociągiem, która była super przygodą. Oczywiście można szybciej – samolotem, albo wygodniej – busem. Ja jednak lubię utożsamiać się z tubylcami jak tylko mam okazję i obserwuję podczas swoich podróży ich codzienne życie.

Po dotarciu do hotelu Maison 557 ( tu macie link do hotelu, zobaczcie jaki świetny styl! http://www.maison557.com ) i wzięciu prysznica z niezwykle gustownie urządzonej łazience, poszliśmy eksplorować miasteczko nocą. Pierwsze wrażenie – miasto sprzeczności. Z jednej strony wszechobecna bieda, którą widać było również po drodze, brud, blaszane domki, prowizoryczne budynki, z drugiej strony wiele sklepów ze sprzętem elektronicznym, spożywczych, apteka, liczne biura podróży, które zaoferują każdą wycieczkę (język rosyjski mają opanowany), świetne hotele i nawet Hard Rock Caffe, w której zresztą były rewelacyjne koncerty miejscowych kapel! Kocham 🙂
Do centrum miasteczka, gdzie znajduje się Night Market mieliśmy spacerem około 15 – 20 minut. Mnóstwo turystów, ogrom street foodów jak i ekskluzywnych restauracji. Ulica o nazwie Pub street oferuje liczne lokale, gdzie można się napić i zabawić. Głośna muzyka przyciąga turystów. Mnie ta ulica nie wciągnęła szczególnie, ponieważ była zbyt hałaśliwa i nie wiele miała wspólnego z prawdziwą Azją. Wręcz odwrotne miałam zdanie o marketach, a w szczególności o słynnym Night Markecie. Pokochałam wieczorne polowanie na świetne podróbki za grosze!! Można tam kupić praktycznie wszystko, od różnej jakości ubrań, po obuwie, torebki, plecaki, zegarki itd.. Kupiłam tam m.in. dwie pary butów, które uwielbiam i noszę do dziś 🙂
Pięknie podświetlone mosty, jak i inne ozdoby ledowe powodują, że nocny klimat centrum jest bardzo zachęcający do spędzania tam czasu. W odległości 10 – 15 minut spaceru od Night Marketu ulice powoli pustoszeją, robi się ciszej i spokojniej. W ciągu dnia również panuje duży ruch pieszy i samochodowy. Duża ilość turystów powoduje, że miejsce to cały czas jest żywe.
Kolejnego dnia, po zwiedzeniu w blasku słońca (a raczej żarze tropików) i obejrzeniu muzeów za dnia, wybraliśmy się na zachód słońca do Angkor z naszym kierowcą. Wcześniej kupiliśmy w kasie bilet na dzień następny, ponieważ zaplanowaliśmy wschód słońca z widokiem na świątynie Angkor Wat. Nadmienię, że bilety są imienne, mało tego każdy bilet ma zdjęcie imiennika, które jest robione przed kasami kupującym. Koszt jednodniowego biletu wynosi 37$. Następnie kierowca zawiózł nas do jednej ze świątyń podziwiać zachodzące słońce.
Pierwsze wrażenie kompleksu świątyń zrobiło na mnie niesamowite wrażenie! Ogrom tego kompleksu powoduje, że nie ma chyba szans zwiedzić wszystkich świątyń w jeden dzień. Inna sprawa, że nie jest to konieczne, aby poczuć duch tego jakże starego miasta. Świątynie niegdyś potężnego Imperium Khmerskiego, które miało tu swoją stolicę zajmuje teren około 1000 m² i kompleks ten jest uważany za największe miasto na świecie w okresie sprzed rewolucji przemysłowej. Szacunki mówią, że imperium zamieszkiwało około miliona mieszkańców! I powiem Wam, że będąc tam czułam potęgę tego miejsca i jego historie. Tajemniczej nuty dodaje umiejscowienie tych świątyń w środku dżungli, która przez tyle wieków porosła zapomniane miasto. W chwili obecnej tylko część świątyń jest odkryta i odrestaurowana. Ich potęga jest widoczna na pierwszy rzut oka, kiedy się przyjrzymy tym gigantycznym budowlom. Precyzyjne rzeźby w kamieniach, sama architektura budowli.. Coś pięknego! Trzeba to zobaczyć będąc w Kambodży. Ja z pewnością będę chciała wrócić do tego miejsca. Pomimo, że 1 dzień jest wystarczający aby zwiedzić jedne z głównych i piękniejszych świątyń, to jednak czułam niedosyt.. Chciałabym móc pojeździć rowerem po tym terenie, napawać się duchem tego miejsca aby przenieść się w czasie do lat jego świetności. Jest to kawał historii i zasługuje na chwilę zadumy. Jak tylko będę miała okazję to odwiedzę Angkor raz jeszcze i kupię bilet na 3 dni.
Następnego dnia około godziny 4:30 rano wyszliśmy przed bramę hotelu, gdzie czekał na nas kierowca. Zaczynaliśmy właściwe zwiedzanie świątyń rozpoczynające się wschodem słońca.

Kierowca zawiózł nas pod symboliczną świątynie ANGKOR WAT, która widnieje na wszystkich zdjęciach symbolizujących Kambodżę, a nawet na banknotach. Oczywiście nie byliśmy sami 🙂 Tłum innych turystów podpowiedział nam, skąd się ogląda wschodzące słońce, bo było mnóstwo osób ustawionych ze statywami i aparatami fotograficznymi. Uważam, że jak najbardziej warto wstać wcześniej i zobaczyć ten spektakl zmieniających się barw budzącego się słońca, oświetlającego ten piękny obiekt.
Kiedy wzeszło słońce każdy poszedł w swoją stronę i zrobiło się trochę luźniej 😉 Świątynia jest wybudowana na planie kwadratu i ma ogromną powierzchnię. Można by w niej spędzić dużo więcej czasu, niż my na to przeznaczyliśmy. Jak dla mnie zachwycająca! Następnie udaliśmy się w drogę do kolejnej świątyni zaproponowanej przez kierowcę. Przystaliśmy na jego propozycje, bo świątynie, które chcieliśmy zobaczyć były zawarte w jego planie.

Następie pojechaliśmy do kolejnej świątyni, która zachwyciła mnie jeszcze bardziej – mianowicie świątynia BAYON. Charakteryzuje się ona płaskorzeźbami z wizerunkami twarzy ludzkich, które wyrzeźbione są na licznych wieżach. Wspaniały widok, gdyby nie ścinający z nóg upał, mogłabym przyglądać się tym twarzom bez końca.
Kolejną znaną na całym świecie świątynią jest TA PROHM – to właśnie tu Angelina Jolie wieliła się w postać Lara Croft w Tomb Rider. Charakteryzuje się ogromnymi konarami drzew, które otulają stare mury świątyni. W czasie zwiedzania (kwiecień 2018) była w remoncie. Niestety z uwagi na swoją sławę była mocno zatłoczona, choć jej mroczny klimat bardzo mi się podobał. Oprócz tych świątyń zwiedziliśmy jeszcze Banteay Kdei, Neak Pean – świątynia na mokradłach i jedną, której nazwy nie pamiętam.
Same przejazdy tuk tukiem pomiędzy świątyniami były ogromną atrakcją, można było poczuć ducha starego imperium. Atmosfera tego miejsca pobudza wyobraźnię i człowiek samoczynnie zastanawia się jak to wyglądało w latach świetności, skoro dziś po tylu latach robi tak wielkie wrażenie.
W każdej większej świątyni spotkamy strażników pilnujących porządku. Obowiązują odpowiednie stroje, zakryte ramiona i kolana u kobiet. Polecam zabrać dużo wody i nakrycie głowy. Odczuwalny upał w Kambodży jest dużo większy niż w Tajlandii. A w świątyniach mamy do pokonania setki stromych schodów!
Po całodziennym zwiedzaniu totalnie zmęczeni temperaturą z chęcią wróciliśmy do hotelu żeby się ochłodzić kąpielą w basenie 🙂 Nie dziwię się, że większość hoteli posiada baseny. Upał jest niemiłosierny.
Wieczorem tradycyjnie wybraliśmy spacer do centrum na jakieś zakupy i targowanie się (co stało się moją specjalnością;). Po drodze zauważyliśmy małą budkę z typowym khmerskim jedzeniem. Z zaciekawieniem zaczęliśmy się przyglądać jak skomplikowane wydaje się zjedzenie tego posiłku, kiedy właściciel budki zaprosił nas do stolika. Oczywiście chętnie przystaliśmy na propozycję, a krzesełka były malutkie jak dla dzieci ;P
Nie pamiętam nazwy tej potrawy, ale pamiętam jej smak i była jedną z ciekawszych propozycji w Kambodży. Przede wszystkim bardzo oryginalna, nigdzie wcześniej ani później nie spotkałam się z takim daniem. Przed rozpoczęciem kolacji, gospodarz zrobił nam instrukcję prawidłowego jedzenia 🙂 koszt? 3$.
Następnego dnia krótka, kambodżańska przygoda dobiegła końca i wykupionym wcześniej busikiem udaliśmy się w kierunku granicy z Tajlandią eksplorować wyspy i trochę wrzucić na luz 🙂
W Kambodży poczułam klimat prawdziwej Azji, której już nie wszędzie można doświadczyć zwiedzając turystyczne państwa jak Tajlandia. Ten kraj nie jest jeszcze tak rozwinięty turystycznie, ale przez to tylko zyskuje w moich oczach swoją naturalnością. Mam nadzieję, że powrócę tam tym razem na dłużej!