Malediwy na własną rękę!

Czyli jak zaplanować wyjazd na rajskie Malediwy bez biura podróży 🙂

Malediwy to państwo wyspiarskie położone na Oceanie Indyjskim składające się z ponad tysiąca wysp, które podzielone są na atole. Większość tych wysp ma bardzo małą powierzchnię.

Dolatując na Malediwy można odnieść wrażenie jakby się patrzyło na szlachetne kamienie porozrzucane na ocenie, oblane lazurową laguną. Widok z samolotu robi wspaniałe wrażenie.

Turystyka rozwinęła się stosunkowo niedawno i głównie składa się z 4* bądź 5 * resortów, które oferują turystom pobyt na prywatnych wyspach. Często na takiej wyspie znajduje się jedynie resort i pięknie przygotowane plaże na wyłączność turystów.

Społeczeństwo malediwskie jest bardzo konserwatywne i religijne. Jest to muzułmański kraj i w przeciwieństwie do innych azjatyckich krajów – zasady są przestrzegane. Do kraju nie wolno wwozić alkoholu, ani też spożywać go na wyspach (wyjątkiem są resorty). Są wyznaczone publiczne plaże bikini, na których możemy przebywać w strojach kąpielowych oraz plaże publiczne, na których jest zakaz ubierania bikini. Zakazów tych należy przestrzegać i szanować kulturę miejscowej ludności.

Na Malediwach panuje klimat równikowy, od grudnia do kwietnia trwa najwyższy sezon i statystycznie występuje wtedy najmniej opadów, jednak wg mojej opinii każda pora jest dobra na podróż na Malediwy. Panuje tam cały rok wysoka temperatura (średnia temperatura wynosi 27 C),
a występujące kilkunastominutowe deszcze nie są problem, a czasami wręcz zbawieniem.

Najwyższy punkt tego państwa leży zaledwie 2 metry powyżej poziomu morza, co zagraża całkowitemu zalaniu tego państwa.

Na wyspach jest dość drogo, do każdego rachunku doliczany jest podatek, płacimy rupią malediwską bądź dolarami amerykańskimi.

Na wyspach korzystać możemy do woli z podwodnego świata – rafy koralowe, mnogość podwodnych stworzeń jest nie lada gratką dla fanów nurkowania czy snorkelingu. Z kolei panujące od marca do listopada wiatry sprzyjają fanom surfingu czy windsurfingu. Uroku tym rajskim wyspom dodają palmy kokosowe, których rośnie tam bardzo dużo. Należy uważać na spadające kokosy!

Kilka lat temu guesthousy czy hostele były mniej popularne na Malediwach, dziś mamy ich mnóstwo do wyboru. Oprócz wysp, o których przeczytacie poniżej, mamy możliwość popłynięcia na kilka innych, które oferują nam wraz z noclegami możliwość transportu wodnego na wyspę. Wystarczy kupić w promocji bilet na Malediwy (można trafić na dobrą cenę z Polski bądź Niemiec), albo wybrać się na Malediwy przy okazji podróży do sąsiednich państw. W naszym wypadku był to Dubaj oraz Sri Lanka.

Nasza podróż na Malediwy miała miejsce w 2014 roku i trwała 7 dni. Cała podróż była świetną opcją biletu łączonego. Z Polski polecieliśmy na tydzień do Dubaju, następnie na tydzień na Malediwy i podróż zakończyliśmy tygodniowym pobytem na Sri Lance. O ile 7 dni w Dubaju i na Malediwach to wystarczająca ilość czasu, tak na Sri Lankę koniecznie chcę wrócić na dłużej!

Wracając do Malediwów: pełni zachwytu nad widokami z samolotu wylądowaliśmy na malutkim lotnisku znajdującym się na wsypie Hulhule, która pełni funkcję międzynarodowego lotniska. Sąsiaduje ona ze stolicą państwa – Male. Po wyjściu z samolotu uderzył nas upał nie do zniesienia. Uwielbiam to 🙂 Udaliśmy się poszukać lokalnego promu na Male co nie było trudne i po chwili czekania popłynęliśmy na sąsiednią wyspę. Ferry do Male kosztowało nas 1$ od osoby. Turyści są również transportowani mniejszymi samolotami, wodolotami czy speedboat’ami na inne wyspy bezpośrednio do resortów. My zdecydowaliśmy się na pobyt na 2 różnych wyspach w guesthousach, które są oczywiście dużo tańsze od pobytów w resortach oraz pozwalają poznać i zobaczyć lokalnych ludzi oraz ich codzienne życie. Jedną noc spędziliśmy w Male (czego nie polecam, jeśli nie mamy takiej konieczności). My wylądowaliśmy popołudniu i było za późno, aby złapać prom na Huraa, gdzie się wybieraliśmy. Wyspa jest mocno zatłoczona i panuje na niej duży ruch. Ma ona jedynie 6km², a zamieszkuje ją niespełna połowa całej ludności Malediwów. Jest tam dużo ciasnych i wąskich ulic, mnóstwo samochodów i skuterów.

Co możemy zobaczyć w stolicy Malediwów?

Meczet Meczet Grand Friday – który jest bardzo duży i podobno może pomieścić aż 5000 wiernych. Sam meczet nie zrobił wielkiego wrażenia (kilka dni wcześniej zwiedzaliśmy meczet Szejka Zayeda w Abu Dhabi, który jest tak imponujący, że teraz już ciężko będzie pobić to wrażenie). Ale oczywiście nie ma sensu porównywać tych dwóch państw i ich budowli.

Następnie udaliśmy się na lokalny targ rybny. Mnogość owoców morza i ryb była powalająca. Nigdy nie widziałam tak wielkich tuńczyków. Ceny tych ryb również robiły wrażenie! I tu zaskoczenie – oczywiście na korzyść lokalnych cen. Porównując ile płacimy za ryby w Polsce i że są zazwyczaj mrożone, to naprawdę aż się chciało jeść oczami. Spacerując po targu rybnym w japonkach czy sandałach pamiętajmy, że część tego wszystkiego co tam spływa znajdzie się na naszych stopach 😉 Na targu znajdziemy również tropikalne owoce i inne produkty.

Nazajutrz udaliśmy się na lokalnym promem na wyspę Huraa. Zdecydowana większość promów na lokalne wyspy odpływa z wybrzeża północnego, ale są też inne porty. Kupując bilet należy się dopytać skąd i o której odpływa dana łódź, aby nie musieć w pośpiechu biegać po wyspie.

Huraa

Nocleg na wyspie zarezerwowaliśmy w Guest Housie Sea Shine, który obejmował śniadania. Miły właściciel i całkiem przyjemne pokoje. Obiad jedliśmy w jedynej restauracji znajdującej się na wyspie. Jedną kolację zorganizował dla nas właściciel guest house’u. Plaże znajdują się po drugiej stronie wyspy i są dwie – jedna publiczna, druga bikini beach. Mieliśmy do nich spacerem około 10 – 15 minut. Plaża bikini beach nie urzekła mnie zbyt mocno. Jedyne co jest niezmiennie piękne na Malediwach to kolory i czystość wody oraz biały piasek o konsystencji mąki. Plaże są zazwyczaj malutkie, krótkie. Często też niespecjalnie czyste.

Na wyspie nie ma utwardzonych dróg, bo i po co 🙂 Spacerując po Huraa znajdziemy meczet, szkołę, wysypisko śmieci. Przy przystani jest skwer, gdzie wieczorami spotkamy lokalną młodzież.

Kolejnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę, którą zorganizował właściciel naszego hostelu – popłynęliśmy na bezludną wyspę oraz szukać delfinów i łowić ryby 😉 udało się trafić na całą grupę delfinów, które płynęły wraz z naszą łodzią, super wrażenie. Rybka oczywiście też została złowiona i trafiła na kolację.

Ogólne wrażenia z wyspy Huraa w moim subiektywnym odczuciu były nie do końca satysfakcjonujące. Na wyspie nie ma kompletnie co robić, więc jeśli ktoś akurat takiej samotni potrzebuje to będzie to dobry wybór. Jednak pokusiłabym się o poszukanie innej wyspy, bardziej urokliwej 🙂

Po 3 dniach udaliśmy na popularną wśród turystów:

Maafushi

Ta wyspa jest dużo bardziej przygotowana na turystów, ponieważ znajdziemy tam kilka restauracji, centrów nurkowych i sportów wodnych, liczne sklepy, boisko piłkarskie, szkołę. Wyspa się mocno rozbudowywała podczas naszego pobytu (hotele). Oprócz tego na wyspie znajduje się więzienie, co nie uznałabym za atrakcję ;P

Mamy do dyspozycji również 2 plaże – publiczną oraz bikini beach. Plaża dla turystów nie jest rajską plażą, ponieważ jest krótka i niewielka. Dodatkowo przy wejściu do wody znajdują się betonowe bloki (nie wiem czy mają jakąś funkcję – ale wyglądają okropnie!), które odejmują atrakcyjności temu miejscu. Wszędzie jednak wygrywa natura czyli błękity wody (zmieniający swój odcień w zależności od pory dnia), nieba, zieleń drzew, palmy kokosowe i mięciutki piaseczek.

Na wyspie po zmroku nie ma jednak wielu opcji spędzenia czasu – przy jednym centrum sportowym trafiliśmy na lokalną imprezkę. Posłuchaliśmy muzyki w wykonaniu lokalsów, ale około 22 życie zamiera. Innego popołudnia popłynęliśmy do zacumowanego kilkanaście metrów od brzegu statku na którym znajduje się bar, można wypić legalnie alkohol i spędzić tam czas. Do łodzi dopłynęliśmy taksówką wodną.

Kolejnego dnia postanowiłam sprawdzić swoich sił na nartach wodnych – nie było łatwo, lądowałam w wodzie co chwilę, ale przynajmniej się dobrze bawiłam ;P

Mając porównanie z innymi pięknymi plażami, na których miałam okazję się znaleźć w ciągu obytych przeze mnie podróży Malediwy nie znajdują się nawet w pierwszej trójce 😉 Jeśli chodzi o atmosferę panującą na wyspach – niestety wynik jest jeszcze gorszy. Jak będę kiedyś miała okazję odwiedzić po raz kolejny ten kraj, chętnie popłynę na inne wyspy, bo jestem pewna, że wiele z nich jest bardziej atrakcyjna niż te, które my odwiedziliśmy.

Kolejnego dnia popłynęliśmy na lotnisko, aby lecieć na Sri Lankę – poczytacie o tym w osobnym poście 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *