Moja pierwsza i jak dotąd jedyna podróż do Singapuru miała miejsce w kwietniu 2013 roku. Była to podróż do Malezji, która odmieniła całkowicie moje spojrzenie na świat (przeczytacie o tej podróży na blogu w zakładce Malezja). Lot do Singapuru odbywał się z przesiadką w Doha liniami Qatar Airways. Sam lot był więc w komfortowych warunkach. Po wyjściu z samolotu na lotnisko w Singapurze doznałam pierwszego z wielu zachwytów podczas tej podróży.
Nowoczesne lotnisko Singapur Changi przywitało nas wszechobecną roślinnością, licznymi kwiatami, drzewami a nawet całymi ogrodami. Można było poczuć się jak w ogrodzie botanicznym. Ponadto nowoczesność lotniska zrobiła na nas też wielkie wrażenie, czystość, lśniące podłogi, luksusowe łazienki powodują, że odwiedzający lotnisko czuje się jak pożądany klient. Lotnisko ma obecnie 4 terminale, między którymi można poruszać się kolejką, lub korytarzami z ruchomymi podłogami. Liczne ruchome schody i ruchome podłogi to też była dla mnie pewna nowość, a tu dopiero zaczynała się z nimi styczność. Jak się później okazało, ruchome schody i podłogi są tak popularne w Singapurze jak i całej Azji, że można je było spotkać praktycznie wszędzie na ulicach.
Na lotnisku czeka nas mnóstwo atrakcji, z czego my nie korzystaliśmy, ale oferta jest tak bogata, że naprawdę warto czekając na lot 🙂
Po pierwsze możemy udać się do bezpłatnego kina! Znajdziemy aż dwie sale kinowe. Po drugie możemy skorzystać z basenu, cena biletu jest też dość symboliczna (koło 50 zł). Kolejną atrakcją są ogólnodostępne konsole do gier, bądź strefy gdzie możemy obejrzeć telewizję. Oczywiście całkowicie bezpłatnie. Komputery stacjonarne z internetem to standard o którym nawet nie ma co wspominać 😉
Możemy również wybrać się do motylarni, ogrodu z kaktusami bądź słonecznikami! Od jakiegoś czasu lotnisko jest połączone z centrum handlowym, więc raj zakupowy jest powiększony. Można także podziwiać wodospad, który wypływa z samego sufitu. Podsumowując – samo lotnisko dostarcza tyle atrakcji, że nie można się na nim nudzić czekając na lot. Myślę, że następnym razem kiedy będzie mi dane tam lądować bądź startować, zaplanuje na nim dłuższy pobyt niż to konieczne. Tym bardziej, że od mojej ostatniej obecności wiele się tam zmieniło.
Pierwszy dzień na nowym kontynencie był przeznaczony na aklimatyzację i spacery po Singapurze, bez większego planu, ponieważ ważniejsze punkty Singapuru zostawiliśmy na 2 ostatnie dni podróży, po powrocie z Malezji. Następna rzecz, która zrobiła na mnie wrażenie to bezzałogowe pociągi i metro, bardzo nowoczesne i zatłoczone. Pasażerowie, którzy byli skupieni jedynie na swoich smartphone’ach, tabletach z słuchawkami w uszach. Oczywiście dziś to już normalny obrazek, nawet w Polsce, ale kilka lat temu zwróciło to mocno naszą uwagę. Kraj niesamowicie rozwinięty co dało się odczuć w pierwszych minutach pobytu. Całkowicie inna rzeczywistość niż nasza, europejska.
Singapur mnie oczarował. Bardzo nowoczesny, rozwinięty, a z drugiej strony tak bardzo azjatycki i egzotyczny.
Doskonały transport – korzystanie z metra to czysta przyjemność, pociągi przyjeżdżają dokładnie co kilka minut, a ceny biletów są niewygórowane. Przemieszczając się po mieście metrem można szybko zwrócić uwagę na wszechobecne zakazy, o których słyszeliśmy przed podróżą 🙂
Najbardziej słynny zakaz żucia gumy na ulicy może nas kosztować 500 $! Nie można palić, jeść ani pić w metrze oraz stacjach metra. Zapomnijmy też o przewożeniu duriana w metrze 🙂 trzeba pamiętać, by nie pluć na ulicy, nie sikać gdzie popadnie i śmieci wrzucać do kosza. Nie można palić papierosów na ulicach. Natomiast za poważniejsze naruszenia prawa jak kradzież możemy dostać karę chłosty aż po karę śmierci za handel narkotykami!
Kolejna rzecz, która zapada w pamięci to czystość i estetyka, która jest pewnie konsekwencją wyżej wymienionych zakazów. Singapur oferuje turystom wiele atrakcji wraz z kultowymi symbolami miasta czyli biznesową Marina Bay na czele ze słynnym hotelem Marina Bay Sands i najbardziej rozpoznawalnym basenem na dachu czy patetycznym pół lwem, pół rybą zwany Merlionem – symbolem miasta.
Cała dzielnica warta jest spaceru zarówno w ciągu dnia jak i szczególnie wieczorem. Oświetlone nowoczesne drapacze chmur wyglądają imponująco. Jednak w ciągu dnia niezmiennie robią wielkie wrażenie.
Wieczorem możemy uczestniczyć w spektaklu kolorowych laserów, które robią kolosalne wrażenie. Światła odbijają się w wodzie i całość tworzy niesamowity spektakl. Polecamy oglądać to widowisko z przeciwnego brzegu zatoki przy Clifford Square. Statyw konieczny! Warto też pospacerować dalej, gdzie znajdziemy ciekawy budynek teatru w kształcie duriana, który również jest ładnie oświetlony. W rejonie tym możemy podziwiać drapacze chmur w Central Business District oraz oświetlone łodzie pływające po zatoce. W całej dzielnicy panuje atmosfera zachęcająca do spędzenia tam czasu. Możemy spotkać ulicznych muzyków i posłuchać muzyki siedząc na murku delektując się kolorowymi widokami nowoczesnego miasta.
Obowiązkowym punktem wizyty w Singapurze jest Gardens by the Bay czyli ogromny ogród ze sztucznymi drzewami, które królują nad całością ogromnego kompleksu. My nie byliśmy w tym ogrodzie z uwagi na krótki pobyt.
Udaliśmy się za to oczywiście do Chinatown, gdzie jak zazwyczaj znaleźliśmy dużo pysznych restauracji, ale też kilka świątyń m.in. popularna Sri Mariamman, albo Buddha Tooth Relic Temple, w której przechowywany jest ponoć ząb Buddy. Znajduje się w niej ogromny posąg Buddy. Mnogość kuchni i restauracji znaleźliśmy również w dużej jadłodajni Lau Pa Sat.
Oprócz Chinatown w Singaputrze oczywiście znajdziemy Little India oraz dzielnicę arabską. Całe państwo – miasto jest multikulturowe i pełne różnych atrakcji poczynając od ekskluzywnych hoteli i wieżowców, poprzez liczne ogrody botaniczne, oceanarium, podobno świetne zoo, parki rozrywki aż do typowych azjatyckich .
Singapur pozostawił po sobie niedosyt, ponieważ był on jedynie dodatkiem do Malezji. Nie pozostaje nic innego, jak kolejną podróż do Azji zaplanować z 2,3 dniową wizytą w tym ultra nowoczesnym mieście – państwie.